MOJE POWOŁANIE URODZIŁO SIĘ W SZPITALU
2022-08-24Jestem pociągnięta i nieustannie pociągana za ucho…
Pierwszy taki bardzo świadomy raz to było kiedy miałam mniej więcej 12 lat – bardzo zapadła mi w ucho i serce jedna z pieśni wielkopostnych śpiewanych w niedzielę na Mszy św. przez „Oazę”. Zaczęłam więc chodzić na spotkania…
I tam ze zdumieniem odkrywałam, że Bóg do mnie mówi! Że życie Jezusa, Apostołów oraz historie ze Starego Testamentu to nie tylko „umoralniające opowieści” oderwane od rzeczywistości, ale że Bóg mnie kocha i chce każdego dnia przez nie do mnie mówić, chce mnie prowadzić, chce mojego dobra.
Gdy wybierałam kierunek studiów kierowałam się swoją pasją i zdecydowałam się na geografię na UJ w Krakowie. Pytałam GO wiele razy co o tym myśli i miałam duży pokój w sercu, byłam przekonana, że tj. właściwy wybór, moja droga. Studia bardzo mnie wciągnęły, bardzo mi się podobały- działałam w Kole Naukowym, jeździłam na dodatkowe badania terenowe, byłam współautorem artykułu w zagranicznym czasopiśmie, była też perspektywa podjęcia studiów doktoranckich i chłopak na horyzoncie… Mimo, że chodziłam regularnie na Mszę św., to czujność mojego „duchowego ucha” została osłabiona- byłam zaskoczona kiedy na 4 roku studiów, mimo tego, że „na zewnątrz” wszystko było ok., w środku zaczęło mi czegoś brakować, byłam niezadowolona, nie do końca szczęśliwa.
Stopniowo, zasypując Boga licznymi pretensjami i pytaniami „co to ma znaczyć?!” odkrywałam, że nawet dodatkowe zajęcia, czy zaangażowanie w wolontariat nie zaspokajają jakiegoś pragnienia, które w sobie noszę. Nie wiedziałam jednak do końca co to jest. Po prostu czegoś mi się chciało, to była jakaś nieokreślona tęsknota.
Po kilku miesiącach zmagań, kiedy widziałam, że moje starania, działania, różne aktywności nie zmieniają tego stanu, zapytałam GO wprost czego ode mnie w takim razie chce. Kilka dni później przyszłam na chwilę modlitwy do kaplicy wieczystej adoracji i dalej zadawałam MU to pytanie. I odpowiedział. Gdzieś w środku, „uchem serca” usłyszałam mniej więcej takie słowa: „Jestem cały dla ciebie, a czy ty chcesz być dla Mnie, tak na całość?” Pojawiły się one z jednoczesnym przekonaniem, że tj. zaproszenie do życia zakonnego i to konkretnie klauzurowego…
Byłam najpierw bardzo wystraszona, potem bardzo przejęta, ale nie od razu odpowiedziałam. Chodziłam „jak struta” przez 2 tygodnie, szczególnie myśląc o dalszych studiach. Wiedziałam, że jeśli się zdecyduję, to zostawiam wszystko, a idę w nieznaną niepewność. Wiedziałam też jednak, że muszę MU dać odpowiedź albo tak albo nie i nie ma innej opcji- bardzo mnie to wewnętrznie gnębiło. Kiedy jednak już powiedziałam „tak” pojawiła się radość i pokój, którego od dłuższego czasu nie doświadczałam. I mimo, że jestem raczej „wsobnym typem” to najbliżsi sami pytali co mi się stało.
Po wstępnym „rozejrzeniu się” w zgromadzeniach klauzurowych nadarzyła się okazja i poznałam bliżej Siostry jednego z nich, na miejscu, w Krakowie. Dla mnie wszystko było OK., ale po roku comiesięcznych spotkań okazało się, że to jednak nie jest miejsce dla mnie. Był to trudny moment, ale miałam w sercu mocne przekonanie, że przecież ON się nie myli. Po kilku tygodniach zmagania wiedziałam już na pewno, że nadal chcę MU się oddać więc trzeba szukać dalej i zapytałam GO wprost: gdzie?
A ponieważ zadając to pytanie zorientowałam się, że jest 16 lipca, to westchnąwszy do Naszej Mamy zdecydowałam, że Karmel. Znałam trochę św. Teresę z Lisieux, poza tym była mi bliska intencja modlitwy za kapłanów…Czemu Rzeszów? Nie umiem powiedzieć.
I wydawałoby się, że już „z górki”, ale… ponieważ przede mną był rok aspiratu- spotykania się co jakiś czas, to niewiele myśląc z radością zapisałam się na studia doktoranckie i co tu dużo mówić – było mi z tym dobrze… Kiedy jednak przyszło mi decydować po tym roku co dalej, było mi bardzo trudno… Mimo, że przecież już wybrałam. Znów było kilka tygodni pytań i zmagań. Byłam niezdecydowana. Prosiłam GO o jakąś wskazówkę. Posłuchał. Postawił na mojej drodze pewnego, starszego już księdza, który nie znając mnie zgodził się ze mną porozmawiać i po mniej więcej godzinie wypalił mi wprost: „Kim ty jesteś, że każesz MU na siebie jeszcze czekać?!” Mocno. Ale widocznie tego potrzebowałam. Zrozumiałam, że skoro już dałam MU odpowiedź, to mam teraz wszystko w swoich rękach i nie mogę się zatrzymywać nawet jeżeli mam pewne obawy. Zdecydowałam się więc na czas próby wewnątrz klauzury i tam wszystkie resztki wątpliwości się rozwiały. Taką „kropką nad i” były znów słowa pieśni: „Oto Miłość przychodzi, ukryta w chlebie, powierzyć się tobie z serca do serca. Słuchaj jak prosi. Oto Miłość przychodzi, by posiąść ciebie i odbić się w tobie, we wnętrzu twoim. Pozwól się kochać…” Podjęłam decyzję o wstąpieniu, a Siostry przyjęły mnie i… nadal przyjmują taką jaka jestem.
Od tego czasu minęły ponad 3 lata. Po drodze nie brakowało trudnych chwil, ale ON jest wierny – słuchając GO nie można się zgubić, nawet gdy jest ciężko… Niedawno przeżywałam ogromną radość i dar Pierwszych Ślubów. Jestem szczęśliwa, że mogłam potwierdzić moją decyzję, odpowiedzieć już tak bardzo konkretnie na Jego wybór miłości wobec mnie, zrealizować nasze wspólne pragnienie i całkowicie MU się oddać! Jest radość!
I dalej uczę się GO słuchać. W Słowie, w moich Siostrach, w pragnieniach i poruszeniach serca, w różnych wydarzeniach codzienności, w rozwijanych talentach, w uczeniu się nowych rzeczy. ON bardzo chce ze mną być w każdej sekundzie tej codzienności! Dlatego tak jak potrafię, staram się nasłuchiwać TEGO, Który Jest Obecny. JEMU chwała!
s. Karolina od Eucharystii OCD